sybila

W przestrzeni internetowej znajdziemy wspaniałe zdjęcia, utwory muzyczne czy filmy. Ich pobranie do komputera to dwa kliknięcia na klawiaturze. Każdego dnia osoby prywatne, firmy, a nawet duże instytucje dopuszczają się tą czynnością naruszenia praw autora i narażają się na zapłatę wynagrodzenia za pobrany materiał oraz odszkodowania. Fakt, że zdjęcie znajduje się w Internecie nie upoważnia do jego pobierania, udostępniania, ani tym bardziej do jego komercyjnej eksploatacji. Coraz większa świadomość tego faktu (choć wciąż za mała) powoduje, że powstają firmy lub spółki, które prowadzą strony internetowe, portale czy aplikacje, za pośrednictwem których możemy uzyskać darmowy dostęp do tzw. Creative Commons – czyli prawo do wykorzystywania zdjęcia czy muzyki bez płacenia wynagrodzenia autorowi. Czy to jednak załatwia sprawę zwolnienia z odpowiedzialności za pobiera-nie darmowych treści z Internetu?

Postawię przed nawias jedną informację, która z  prawnego punktu widzenia nie pozostawia żadnych wątpliwości – użycie zdjęcia, skomponowanej muzyki, nakręconego filmu bez zgody jego autora – nawet do celów promocyjnych samego autora, tylko na portalu społecznościowym czy nawet z  podpisem, kto jest autorem – jest naruszeniem praw autorskich i  nie dość, że mamy obowiązek zapłacić autorowi za użycie takiej treści, to powstaje obowiązek zapłaty odszkodowania. Szczególnie kosztowne będzie użycie np. zdjęć do celów komercyjnych, bo może obejmować zwrot zysku uzyskanego za bezprawną eksploatację takiego zdjęcia. Zdjęcie, napisana muzyka, zdjęcia filmowe będą pod ochroną prawa autorskiego, o ile mają charakter twórczy, indywidualny. Z  praktyki jednak wiem, że już tylko wybranie kadru do zdjęcia w  przeważającej większości przypadków nada mu cech autorskich. Choć obrót prawami autorskimi w  Internecie wciąż jeszcze nie jest szczelny, to jednak naiwnym jest sądzić, że np. udostępnienie zdjęcia z wydarzenia na stronie producenta sprzętu, który znajduje się na tym zdjęciu, nie jest niczym złym i  niczego nie narusza, a przede wszystkim, że można to zrobić za darmo. Nie można. Wiemy jednak, że treść z  obrazem budzi zdecydowanie większe zainteresowanie, a więc popyt na zdjęcia, kadry czy grafiki stał się ogromny. Prezentacja soczystego hamburgera jest częścią menu w restauracji, filmy o robieniu kawy wyświetlane są w  kawiarniach. W  sklepie z  biżuterią wyświetlane są zdjęcia zegarków i  sesji modelek. Prezentacje multimedialne opatrzone są obrazami biur i  ludzi w  pięknych wieżowcach. Pobierany jest film z serwisu YouTube, aby wzmocnić prezentacje digital signage. Muzyki używamy na szkoleniach, gra w  tle u  fryzjera czy w  galeriach handlowych. Z  ujęć filmowych tworzymy film do serwisu YouTube, co nieraz przynosi ogromne pieniądze. I  każda taka treść ma swojego autora, nawet gdy znaleźliśmy ją ogólnie dostępną w  grafikach Google. Jest przy tym jasne, że w  codziennym funkcjonowaniu nikt nie wysyła umów licencyjnych do autora zdjęcia znalezionego w  Internecie, żeby taki obraz wykorzystać np. do promocji nowego produktu. Czy jednak „codzienne życie” zwalnia od odpowiedzialności za korzystanie z  czyiś praw autorskich? Oczywiście, że nie. Rynek obrotu prawami autorskimi wypracował więc ciekawą praktykę, jaką są Creative Commons (dalej CC) – nazywane według polskiego prawa po prostu licencjami na używanie praw autorskich. Ta zagraniczna nazwa określa jednak tylko pewne zjawisko – instrument prawny, dotychczas znany prawu autorskiemu. Treści określane w Internecie jako Creative Commons są wciąż objęte prawami autorskimi, bo polskie prawo nie przewiduje możliwości zrzeczenia się praw autorskich. Używanie tych treści polega na ich wykorzystywaniu zgodnie z  licencją pozyskaną od autora np. przez portal gromadzący i  udostępniający dalej CC. Zakresy tej licencji mogą być najróżniejsze – możliwość wykorzystywania tylko prywatnie, tylko do przerabiania, zakaz przerabiania, możliwość używania, ale tylko po podaniu autora itd. Szczególnym rodzajem CC są tzw. Creative Commons Zero – (CC0). To wciąż treści objęte prawem autorskim, wciąż pozostające pod kontrolą autora, ale co do których licencja jest tak szeroka, że można taki utwór wykorzystywać do wszelkich celów, nawet bez podpisu autora. Cechą takiej licencji jest nieodpłatność, niewyłączność (a  więc korzystać może każdy) i  bezterminowość. W  teorii wiec znalezienie w  Internecie zdjęcia objętego CC0 powinno pozwolić na jego bezstresową eksploatację. Wszystko byłoby więc idealnie, gdyby nie art. 68 ustawy prawo autorskie, który wskazuje, że licencja bezterminowa może być wypowiedziana. Co oznacza tyle, że jeśli autor rozmyśli się i  nie będzie godził się na dalsze używanie przez nas zdjęcia czy muzyki, dalsze ich wykorzystywanie będzie bezprawne. Wskazanie więc, że licencja jest wieczysta i  nie można jej wypowiedzieć, nie jest w  polskim porządku prawnym możliwe. W razie sporu taka argumentacja nie obroniłaby się w sądzie. Istnieją jednak głosy, że CC0 wchodzi do tzw. „domeny publicznej”. Przypomnieć jednak wypadnie, że polskie prawo takiego terminu jak „domena publiczna” nie zna. Nie ma przestrzeni publicznej dla praw autorskich, z  której można swobodnie czerpać treści. Domena publiczna to uproszczenie w  opisie utworów, co do których prawa autorskie już wygasły (po upływie określonego czasu i dla standardowego utworu jest to 70 lat) lub wobec których ustawa stanowi, że nie korzystają z ochrony prawa autorskiego (ustawy, orzeczenia sądowe, krótkie informacje prasowe). Utwory CC0 nie należą więc do domeny publicznej, a  jedynie ich autorzy udzielają na korzystanie z  nich bardzo szerokiej licencji, która może być wypowiedziana. Ochrona praw autorskich, nawet co do zdjęć czy muzyki powszechnie znanych, jest szczegółowa i  bardzo rygorystyczna. Jak więc korzystać z  treści zamieszczanych w  Internecie, by nie narazić się na naruszenie praw autorskich? Odpowiedź jest jedna – czytać regulaminy portali, aplikacji czy stron internetowych z  których pobieramy treści. Obecnie powstają aplikacje czy portale, na których firmy je prowadzące oferują dostęp do treści CC i posiadają ich bazę. To te podmioty weryfikują czy dany utwór lub zdjęcie posiadają licencję CC i  niejako „zapewniają” swojego użytkownika, że taka darmowa licencja faktycznie jest. Co więcej, jeśli wskazują, że dana treść posiada określoną licencję, a później okaże się, że jednak takiej licencji nie było i  jesteśmy narażeni na zapłatę autorowi wynagrodzenia, mamy pełne prawo żądać zwrotu takiej kwoty na zasadach rękojmi za wady prawne. Tutaj uwaga: jeśli znajdziesz zapis, że portal nie gwarantuje, że treści w nim umieszczone nie naruszają praw autora, rękojmia nas nie ochroni i  wtedy pozostaje wnikliwe zbadanie treści, którą pobieramy. Nie zamierzam jednak wywoływać paniki, że w zasadzie to nigdy nie możemy być pewni, czy możemy skorzystać z  tzw. „darmowej” treści w Internecie. Zawsze miarą naruszenia będzie realność egzekwowania konsekwencji. W  praktyce więc osoba korzystająca z  utworów CC jest dość dobrze chroniona. Autor wycofujący swoją licencję musiałby o tym poinformować użytkownika, który taki materiał pobrał, co przy fakcie pobrania zdjęcia przez tysiące użytkowników jest realnie po prostu niemożliwe, a fakt skutecznego zawiadomienia o wycofaniu licencji udowodnić musiałby sam autor. Aby jednak zapewnić swoim użytkownikom, jak i  sobie, stuprocentową pewność, najlepiej w  regulaminach/umowach z  autorami zawrzeć klauzulę terminowości licencji – na okres do czasu wygaśnięcia praw autorskich. Licencja na czas określony nie może być wypowiedziana (i  tutaj przepisy nie mają już żadnej wątpliwości), a że czas ten jest tak długi, że trwa aż do wygaśnięcia praw autorskich i przejścia ich do domeny publicznej, to nie istnieje żadne zagrożenie, że licencja CC0 przestanie obowiązywać. Co więcej doradzałabym za każdym razem weryfikowanie, jaka jest treść licencji pobieranej treści, a więc czy jest to CC0 czy też np. CC do celów tylko prywatnych, ponieważ naruszenie licencji CC może powodować, że dalsze używanie treści będzie bezprawne dla tego konkretnego licencjobiorcy. Polecam też korzystanie z  CC tylko od podmiotów profesjonalnie zajmujących się gromadzeniem i  udostępnianiem takich tre
ści, oferujących bazę w  zorganizowanej formie np. właśnie aplikacji czy portalu. Przy większych projektach, a  szczególnie przy komercyjnym wykorzystywaniu zdjęć czy muzyki do reklam, gadżetów promocyjnych wciąż doradzałabym umowę licencyjną napisaną specjalnie pod to konkretne przedsięwzięcie marketingowe. Koszty naruszenia praw autorskich w  takich projektach to często ogromne pieniądze, wielokrotnie większe niż cena takiej umowy.
Jak rozpoznać zakres licencji po jej oznaczeniach:
CC BY – pozwala na korzystanie z licencji pod warunkiem umieszczenia danych autora
CC NC – tylko do celów prywatnych 
CC ND – pozwala na korzystanie z oryginału, ale zakazane jest tworzenie pochodnych utworu i jego zmienianie (np. zmienianie obróbki zdjęcia) 
CC SA – pozwala na korzystanie z licencji na pochodnych oryginału, pod warunkiem, że będzie to publikacja na takiej samej licencji, tj. na tych samych warunkach 
CC0 – pozwala na korzystanie bez ograniczeń

Sybilla Szlósarczyk, Adwokat w Kancelarii Adwokackiej Sybilla Szlósarczyk w Krakowie, wieloletni praktyk sądowy, członek Krakowskiej Izby Adwokackiej, członek Komisji Wizerunku i Kontaktu z Mediami Krakowskiej Izby Adwokackiej, autor publikacji prasowych, konsultant prawny specjalizujący się w prawie gospodarczym.
www.adwokatsybilla.pl